Tydzień V – Italo Calvino, „Jeśli zimową nocą podróżny”

Pamiętam, gdy czytałem Podróżnego po raz pierwszy – to było na drugim roku studiów, w ramach zajęć z kultury europejskiej. Do wyboru mieliśmy kilka lektur z listy, ja jednak uparłem się, że przeczytam wszystkie. I prawie mi się udało :).
Jedną z pierwszych książek, za które się zabrałem, była powieść Italo Calvino Jeśli zimową nocą podróżny – choć nie oceniam książek po okładce, to po tytułach czasami – i tak też było w tym przypadku.
Pamiętam też, że już od samego początku uderzyło mnie, że nigdy czegoś podobnego wcześniej nie czytałem. Książkę pochłonąłem w jeden dzień – czytałem w tramwaju, na akademikowym balkonie, przed spaniem. To było jak objawienie – a więc i tak można pisać! Przez lata książka Calvino osiadła gdzieś w mojej głowie aż wreszcie wróciłem do niej przed tygodniem…

Środkowy ranek, lipiec, autobus linii PKS toczy się po dziurawej jezdni na trasie Koszalin-Płock. Wydawać by się mogło, ze książka o tak „zimowym” tytule średnio nadaje się na lato, ale już sam motyw podróży, zawarty w książce, na moją autobusową przygodę przekłada się doskonale. Wyboje skutecznie jednak będą utrudniały mi lekturę, dlatego ostatnie stronice kończyć będę już następnego dnia, leżąc sobie w pokoju w pawilonie żyraf i spoglądając na wcinającą trawę żyrafę, która swoją wielką głowę na długaśnej szyi zbliża do mojego okna.

Żyrafa za oknem, Calvino w ręce…

Tak, Calvino byłby ze mnie dumny, że czytam sobie w takich warunkach – nawet jak na jego wyobraźnię jest to całkiem interesująca sceneria…
W porządku, zapytacie, ale o czym jest właściwie Podróżny? O, o tym długo by mówić! To przede wszystkim niesamowity eksperyment literacki – mistrzowskie, ba! absolutnie mistrzowskie stworzenie nowego modelu literatury, niesamowita gra literacka, która jest wspaniałą przygodą i zabawą autora z czytelnikiem, w którą to zabawę wciągnięci są również bohaterowie samej książki. Szkatułkowa historia, przywodząca na myśl opowieści Szeherezady z Księgi tysiąca i jednej nocy, wciąga od pierwszej strony i fascynuje do samego końca. Zbudowana na zasadzie dwóch przenikających się motywów historia jest naszpikowana tak ogromną ilością odniesień, aluzji, kalamburów i literackich chwytów, że ich wychwytywanie jest naprawdę świetną rozrywką. Czytelnik przywiązany do tradycyjnej formy narracji może się w tym wszystkim trochę pogubić, ale ci, którzy szukają wyzwań, będą zachwyceni.
Jasne, nie każda z opowieści (które są tak naprawdę początkami różnych powieści, których dalsze ciągi giną w tajemniczych okolicznościach) jest równie pasjonująca – genialnie rozpoczyna się pierwsza, tytułowa historia, znakomity jest także epizod o mężczyźnie, którego prześladują nieodebrane telefony, jednak nie o same historie tylko tu chodzi. Rzecz bowiem tyczy przede wszystkim pokazaniu tego, jaką niezwykłą przygodą może być sam fakt lektury i jak wspaniałą rzeczą są książki – bo to one są tak naprawdę bohaterami tej opowieści.
Wspaniałe jest otwarcie powieści, w której Calvino oprowadza nas po bibliotekach rozmaitych książek i robi przegląd tego, w jakich warunkach i z jakim podejściem można czytać książki, absolutnym majstersztykiem jest natomiast zakończenie książki – kto wie, czy nie jest to najwspanialszy finał prozy drugiej połowy XX wieku – czytając ostatnie strony orientujemy się bowiem, co tak naprawdę czytaliśmy i z czym mieliśmy do czynienia.
Weźmy choćby sam finał-finał:

Jesteście oto mężem i żoną, Czytelniku i Czytelniczko. Wielkie małżeńskie łoże przygarnia wasze równoległe lektury. Ludmiła zamyka swoją książkę, gasi lampkę, opuszcza głowę na poduszkę, mówi: — Zgaś także. Czy nie zmęczyło cię jeszcze czytanie? Na co ty: — Jeszcze chwileczkę. Właśnie kończę Jeśli zimową nocą podróżny Italo Calvina.

Czapki z głów, moi drodzy…

Dodaj komentarz